poniedziałek, 24 stycznia 2011

Marcin Świetlicki, "Niskie pobudki"


Kilka tygodni temu znalazłem na słoikach z buraczkami czarną książkę. To „Niskie pobudki” Marcina Świetlickiego. Przypomniałem sobie, że rok temu czytałem w Dużym Formacie, to chyba dodatek do Gazety Wyborczej, wywiad z tym pisarzem. A uczepiłem się wtedy tego wywiadu, ponieważ czytałem trzy kryminały tego człowieka, które pozwoliły mi myśleć, że jak ktoś jest pisarzem, to potrafi napisać ciekawy kryminał, w którym nic się nie dzieje. Zanim jednak to sobie uświadomiłem, myślałem: Świetlicki, Świetlicki …kim jest ten Marcin Świetlicki? Dzwoniło mi gdzieś daleko, ale nie wiedziałem gdzie.
Tomik poezji wydany elegancko. Miła w dotyku okładka, papier śliski, pachnący mimo wielu miesięcy spędzonych w piwnicy. Wydawnictwo EMG postarało się, to trzeba przyznać. Z tyłu książki informacj
Od Marcina Świetlickiego wymaga się
już od dawna, żeby był wciąż taki sam.

Po tym zacząłem sądzić, że to jednak jakiś mocno znany facet, bo ludzie czegoś od niego chcą, czegoś niemożliwego, czyli rzeczy, których wymaga się od gwiazd. Dalej napisano, że on nie chce być wciąż taki sam, bo już kiedyś był i to mu wystarczy. No, taki słowny trick, proszę wybaczyć znanemu człowiekowi. Niektórzy biorą śluby pod wodą, to Świetlicki nie może sobie napisać tak a tak?
Następnie informacja, że lektura „Niskich pobudek” dla niektórych będzie miłym zaskoczeniem, dla innym niemiłym. No, ktoś wreszcie wyraża się jasno. Na koniec:

Wiersze Świetlickiego nie są po to,
żeby sprawiać przyjemność.

Niebywałe, pomyślałem, wiersze nie będą sprawiać przyjemności. Zawsze to jakaś zachęta. To tak jak czasem się słyszy: Jak ci pierdolne, to z głodu zdechniesz. Albo coś w tym rodzaju.
Jak by nie było, wiersze Świetlickiego sprawiły mi przyjemność podczas ich czytania. Każdy wiersz coś mi przypominał, jeśli chodzi o autora. To stroszenie piór, to mruganie okiem do klienta, tfu, czytelnika, te pozy człowieka samotnego, zeschniętego. To dobrze się czyta, w tym można zawsze przeczytać coś o sobie. Z każdym wierszem coraz bardziej lubiłem tego człowieka, który chce „wkurwić lewaka, obśmiać mentalnego pedała”. Bo jeśli Świetlicki przyodziewa się w jakiś strój, obiera pozę, to jest to jedynie odpowiedź na sztuczne do porzygania otoczenie, którym w przypadku tego poety jest Kraków, ale wiadomo, że nie chodzi o Kraków zaraz, ale o każde miejsce na ziemi, tej ziemi.
W domu dowiedziałem się z różnych źródeł, że Marcin Świetlicki jest poetą i od wielu lat publikuje swoje wiersze. Ponadto jest piosenkarzem, śpiewa w zespole Świetliki. Przypomniałem sobie od razu, że prowadził kiedyś program o kulturze Pegaz, ale podejrzewam, że nudziło go to i robił te robotę jedynie dla pieniędzy. A to prawie zawsze smakuje dobrze. Odnalazłem płyty zespołu Świetliki, odnalazłem trzy książki z wierszami Marcina Świetlickiego. I powiem krótko: Świetlicki jest ciągle taki sam. Ciągle tak samo się boi, o to samo mu chodzi, pisze podobnie, właściwie tak samo. I to nie jest zarzut, bo czego tu wymagać od człowieka nawet takiego, który pisze i publikuje wiersze? Żeby ciągle zmieniał design? Zawsze zaskakiwał? Ale może niektórzy się wstydzą, że nie potrafią więcej, dalej?
Przeczytam tylko dwa wiersze, bo chciałbym, żebyście kupili tę książkę, kosztem kilku esemesów wysłanych po nic i przeczytali resztę tych poezji.

Pierwszy wiersz, to rzecz o tym, że lepiej mieć wakacje przez cały rok, niż oszczędzać dwanaście miesięcy, katować się, tylko po to, by wyjechać gdzieś na tydzień lub dwa. Pamiętasz Zbychu, jak i o tym mówiłem? Teraz nawet poeta o tym pisze.


Doprawdy

Jestem
wyrafinowanym kloszardem,
doprawdy.
Piję drinki,
na które ty
sobie nie pozwolisz, bowiem
zbierasz pieniądze
na zagraniczne
luksusowe wakacje.

Pająk przeszedł
Po mojej strunie,
Motyl
Usiadł na mojej kanapce.

Jestem
wyrafinowanym kloszardem,
Doprawdy.

Drugi wiersz przeczytam, bo z młodzieżą mam do czynienia i chciałbym, żeby oni zrozumieli sens tego.


Krótko, ale intensywnie

Krótko, ale intensywnie.
Co zostaje?
Zostaje ugryzienie, zadrapanie.
Zostaje dziura wypalona w czymś.

Krótko, ale intensywnie.
Co zostaje?
Parasol pod stołem.
Zostaje ugryzienie, zadrapanie.
To zostaje.


Marcin Świetlicki, „Niskie pobudki”, Wydawnictwo EMG, Kraków 2009

1 komentarz:

  1. Lubiłem Świetlickiego, ale dotychczas znałem go powierzchownie, po łebkach. Zostałem zachęcony do przeczytania większej liczby wierszy!

    Dziękuję, pozdrawiam!

    http://fonetycznie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń