niedziela, 20 maja 2012

Marsz na ROM, Piotr Puldzian Płucienniczak

Ale wypiard!!!
Wyrosłem w środowisku słodkich wód. Hodowały mnie piwnice, garaże i szałasy w lesie. Żarłem ryby od dziecka. Przede wszystkim: japonki, karasie, leszcze, płocie. Trochę mniej: karpie, liny, okonie i szczupaki. Jeszcze rzadziej: węgorze.
Ryby w postaci kotletów, zup i smażone.
Ulubiony napój to herbata i wódka. Ten drugi, wiadomo, nie nadaje się do codziennego z nim kontaktu.
Po smażonym linie, jego chrupiącej skórze wysmażonej na czarno, czyli niezdrowo, ludycznie, wiem, nie powinienem o tym pisać. Dziś wstydem jest przyznać się do wódki, lepiej pić ją litrami, ale po kryjomu, tak żeby wiedziała o tym tyko żona, która toleruje pijaństwo, oby nie wyszło z domu. Dulszczyzna panuje przy moim lesie, dociera z prędkością jadącego rowerem triathlonisty.
Ja po smażonym linie czytam taki twór, który ujrzał światło dziennie bodaj wczoraj. Stojać zaniemogłem. Nic nie rozumiem. Nie rozumiem świata i jego książek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz