niedziela, 26 sierpnia 2012

"Kieł" Giorgosa Lanthimosa, czyli bez urlopowej szarży.

"Kieł" - film greckiego reżysera sprzed roku. Rodzina zamknięta w dużym domu otoczonym białym murem. Dużo bieli. Bardzo dobry dla kogoś zamkniętego w wakacjach, w piwnicy. Tyle że tu jest bardziej filmowo i po filmowemu przerażająco. Film o zamknięciu, o cierpieniu w zamknięciu. Film o tresurze. Dużo bieli i chłodu. Mówi się, że to film kontrowersyjny. Nie wiem, co mogło wywołać jakiekolwiek kontrowersje, co dziś może wywołać kontrowersje. Szczególnie w Polsce, gdzie wszyscy żyją w cieniu skrzydeł zdradzonych o świcie. Zupełnie wymyślona, wyśniona historia przedstawiona w zmysłowy sposób. Grecki tytuł: Kynodontas. Brzmi jak lek na depresje?

Sam reżyser w wywiadzie dla stopklatki deklaruje, że tworzy filmy tak, aby dawały jak najszersze możliwości interpretacyjne. Pewnie tak jest również z "Kłem", chociaż sztuka dająca możliwości interpretacyjne bardziej kojarzy mi się z nawiedzonymi amatorami próbującymi zaistnieć za sprawą skandalu albo byle jak posklejanych słów. Tu mamy do czynienia ze świadomym prowadzeniem widza. Nawet jeśli, jak deklaruje sam twórca, czasem improwizuje na planie, to tylko w taki sposób, który nie wykręca scenariusza.

Bo z improwizacją jest jak z urlopem. Można przyhuzarzyć, ale co, jeśli w drodze zbraknie benzyny a podwyżki dopiero od września?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz