sobota, 12 października 2013

Robert Zieliński, "Lew". Lwia kość!

Lew to król dżungli, każdy o tym wie. Robert Zieliński wśród ludzi też wyczuł lwa. To stomatolog polskiego pochodzenia mieszkający w Stanach Zjednoczonych, który majątku dorobił się na zębach i na handlu nieruchomościami. Bardzo budująca postać, w końcu jeśli Polakowi udaje się za oceanem, to musi być budujące.

Lew jednak nie tylko zębami żyje. Jak każdy król albo dyrektor od czasu do czasu musi pokazać, że słusznie jest dyrektorem lub królem. Wtedy zaczyna się najgorsze dla podwładnych, czyli nowe pomysły naczelnika. Tu Lew koronę swoją próbuje uprawomocnić kolejnymi podbojami kobiet.

Główny bohater nieuchronnie zmierza do końca swojej seksualnej wydolności i to też wydaje się głównym wątkiem tej opowieści, owe zmagania z postępującym czasem, który w końcu odbiera dech. Autor kilka razy stara się nakreślić filozofię swojego bohatera, chyba najmocniej udaje się w tym momencie:

Dzisiaj, z siwym włosem, prostatą i bagażem doświadczeń, ma ledwie niewielki procent swych dylematów z młodości (…)Chwalebne czynienie dobra traci pod mikroskopem urodę swych kolorów …Gdyby za odpis z podatków odbudował kiedyś w Andach całą wioskę po trzęsieniu ziemi  wdzięczność peonów i tak pozyskałby ich szaman za swe modły!
- Naszemu sznaucerowi wasza mama przez jedenaście lat podstawiała miskę, czesała go i wysadzała na dwór. Wszyscy chwalili jej dobroć. Ja, prócz rzadkich spacerów, znajdowałem mu co miesiąc sukę w cieczce. Wracaliśmy jak dwaj kumple z przepustki do koszar …Nie było tam ani grama mej opiekuńczości. I Arbuz szalał, gdy wysiadałem o dziewiętnastej z samochodu, a potem leżał przy mej nodze, kiedy oglądaliśmy film.
- Dlaczego ty, tato, zawsze porównujesz ludzi do zwierząt?
- Bo człowiek, synku, to odbicie świata przyrody. Na psychologii studenci zaczynają od fizjologii żaby.

Można odnieść wrażenie, że autor ironizuje, że stworzył bohatera nieco dla kpiny z takich ludzi, ale nie ma też dwóch zdań dla wszystkich tych, którym myślenie nie jest obce, że taką filozofię trudno podważyć.

Na lwa urok! Lew Zielińskiego to człowiek sukcesu, polski Amerykanin, wie że mu się udało, ale ciągle musi sobie coś udowadniać. Wie, że mu się powiodło, ale wiedziony instynktem zwierzęcym dalej napina się, ponieważ czuje, że konkurencja jest duża i ciągle rośnie. Gdzie dwóch się bije, tak lew korzysta.  Wyróżnia się spośród otyłych Amerykanów smukłą, zdrową sylwetką zgłodniałego sukcesu Słowianina zza żelaznej kurtyny. Nie zapomniał jednak swojej polskości i udaje się do Włoch po śmierci NASZEGO papieża. Lew to mieszanka polskiego kompleksu i potrzeby wiary w kościół, bo jak tu nie wierzyć, nie wychwalać i amerykańskiego snu, który dopełnia się poprzez wejrzenie w miejsce poniżej pasa kobiety.

Postać ciekawa, bo paradoksy kłębiące się w niej nie są wydumane. To w sumie postać bliska każdemu z nas bez względu na wiek, wykształcenie, wykonywany zawód, stan cywilny i posiadania. Pachnie tu kryzysem męskości, ale i pławieniem się w dumie z udanego wyjazdu do innego kraju. Ciekawe, że sam autor jest emigrantem z czasów Solidarności, który ulokował się w Kalifornii i tam rozwija karierę weterynaryjną.


Książka czyta się lekko, właściwie sama wchodzi, sama się czyta. Przyjemna lektura z subtelnym humorem, bez łamigłówek. Czytelni bohaterowie i prosta ich filozofia nie do końca rozgoszczona w skomplikowanym jednak świecie człowieka.



Robert Zieliński, "Lew", Korporacja ha! art, Kraków 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz